niedziela, 28 lutego 2010

Pierwsze podsumowanie

Po dwóch miesiącach czas na pierwsze podsumowanie.
Przede wszystkim czuję się nieco zaskoczony wydatkami. To co poszło na samochód to prawie średnia krajowa, w dodatku wcale zbyt wiele nie przejeździłem w tym okresie. Przyczyniło się do tego głównie to co określam jako wandalizm. Przez pięć lat żadnej szkody, a tu nagle w ciągu praktycznie misiąca trzy razy (w tym jedna nienaprawiona przez ograniczenia budżetowe). W kazdym razie 62 grosze (bez utraty wartości to całkiem sporo).
Jak chodzi o koszt paliwa też wyszło zdecydowanie drożej niż myślałem: wychodzi około 32 groszy za kilometr średnio ( i to po wszelkich regulacjach gazu). A wcześniej myślałem, że ten koszt plasuje się w okolicy 22 groszy:( No cóż, częściowo przez to, że nie wiedziałem, że na Słowacji trzeba mieć przejśćiówkę by LPG zatankować:)
Uaktualniam koszty o ostatnie dwa tankowania. Średni koszt i tak jest minimalnie zaniżony, o jakieś 50 złotych, bo wyjeździłem część benzyny. Niestety ale przy jeździe na gazie trzeba pilnować by przynajmniej pół baku było. Inaczej można błyskawicznie zatrzeć pompę paliwa, co przerabiałem kilka lat temu. (oryginał kosztuje bagatela ok. 800 zł, na szczęście pasuje też zamiennik AQ do skody)

poniedziałek, 22 lutego 2010

Totolotek z parkowaniem.

Urlop to najszczęśliwsze chwile dla większości ludzi (stąd przerwa). Mój plan też to zakładał. Niestety gdy po ostatnim ciężkim dniu w pracy, przed urlopem wróciłem do samochodu. Czekała mnie niemiła niespodzianka: rozwalone lusterko od strony pasażera i obtarty cały bok auta. (taka rysa na pół metra grubości) Prawdopodobnie sprawcą była jakaś ciężarówka z pobliskiej budowy ale nawet nie ma jak tego udowodnić, a oczywiście sprawca zbiegł. Kosztowało mnie to 1000 zł, sporo nerwów i kilka dni bez samochodu. Jeszcze mam do naprawy obudowę lusterka, ale to do wiosny poczekam, jak się coś stanie, będzie taniej.
Nie minął tydzień od naprawy, a tu się okazuje, że to co zostało wymalowane jakiś skurwiel przerysował mi gwoździem (błotnik i drzwi). Po prostu można się załamać. Trzecia szkoda od początku stycznia nie z mojej winy i bez sprawcy. Po prostu wandalizm. W dodatku, żeby aż taka zawiść z powodu niemal pełnoletniego Golfa?
Po prostu totolotek z parkowaniem. Z tym ze zamiast nagrody, mozna wygrac problemy. Człowiek uczciwie zasuwa przez osiem godzin, nie ma z tego kokosów, wraca do samochodu i okazuje się, że miesięczne oszczędności pójdą w błoto przez czyjąś zawiść. Ech, brak słów...

Ale były też pozytywne aspekty. Wyszalałem się na nartach, byliśmy u znajomych w Zakopanem. I clue programu: weekendowy wyjazd do Wiednia. Bylo cudownie. Najpierw przepiękne górskie widoki na Słowacji. Następnie nocleg w okolicy Bratysławy w miejscowosci Pezinok (gorąco polecam).Uwielbiam takie małe miasteczka. Zwłaszcza jak można tam znaleźć piwniczkę winną niczym na Węgrzech (MMMMM!!!! :) Kolejnego dnia pojechalismy do Wiednia. Przepiękne to miasto. Czuć tą atmosferę związana z walcem, czekoladkami i kawą (ktorych to sobie nie odmówiliśmy). Przepiękne stare miasto. Zakonczyło się drobnymi problemami ze znalezieniem gdzie jest zaparkownay samochód (wbrew temu co mówią przewodnicy, Rosengarten we Wiedniu wcale nie jest tak bardzo znany:) ). Później powrót, dzień lenistwa i powrót do szarej codzienności...