niedziela, 21 marca 2010

Idzie wiosna

... będą warzywa. Nawiązując do zeszłorocznej kampanii tym razem. Zrobiło się ciepło, słonecznie, niedźwiedzie powoli się budzą... Ale nie tylko. W mieście co rusz słychać ryki silników (najgorsze jak wyrywają ze snu w środku nocy). Rozpoczyna się sezon motocyklowy. Coraz częściej można zobaczyć młodego człowieka pędzącego na złamanie karku, nie zważającego na przepisy, innych użytkowników dróg, stan nawierzchni... Niestety często kończy się to tragicznie. Nie żebym miał osobiście coś do motocyklistów, ale nie zabijajcie się i pozwólcie żyć innym. Oczywiscie, gdy rozpoczyna się dyskusja na taki temat, zaraz podnoszą się krzyki, że to nei wszyscy są tacy, że to tylko niektórzy. Może, ale jak dla mnie nie ma się co łudzić, że ktokolwiek kupuje "ścigacza" by jeździć przepisowo. Nie chce robić na nikogo nagonki.
Po prostu drogi jakie są, każdy widzi. Współpracujmy na nich. Ty wykażesz się odrobiną rozsądku, nie będziesz "pomykał" 150 km/h po osiedlu, nie wjedziesz na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Ja za to gdy będę stał w korku, ustawie samochód tak, że spokojnie przemkniesz obok, w trasie dam się spokojnie wyprzedzić, mignę nawet prawym kierunkiem, że droga wolna... Nagroda? Oszczędzimy nerwów i dożyjemy kolejnej wiosny...
Co do Golfa to nuuda. Kolejne tankowanie i nic poza tym:)

wtorek, 16 marca 2010

Drogi polskie

Ostatnio coraz bardziej czuć nadchodzącą wiosnę... Czuć w sensie dosłownym. Po tym jak zniknął śnieg, można zobaczyć to co się pod nim ukrywało - dziury. Pełen przekrój, od niewielkich, ledwo wyczuwalnych, po takie które grożą pozbyciem się koła, bądź wizytą u zaprzyjaźnionego mechanika. Jak to jest, że Niemcy potrafią zrobić u siebie drogi, a w Polsce gdzie klimat jest bardzo podobny już się nie da? Wieczna prowizorka, drogi jak w krajach trzeciego świata, za to opłaty europejskie. Ech.. szkoda się rozpisywać.
A tak, kolejne kilometry, kolejne tankowanie. W takim tempie za pół roku, koszt użytkowania przekroczy wartość samochodu...

niedziela, 14 marca 2010

Szybcy i wściekli

Pewnie większość osób kojarzy ten film. Po ostatnim weekendzie i tym co widziałem na drogach, dochodzę do wniosku, że to co tam robili to cienizna. Coz to za sztuka zasuwać po szerokiej, równej jak stół amerykańskiej drodze (sam miałem okazję około 30 000 km w USA przejeździć, więc porównanie mam)? Wyobraźcie sobie ten film w polskich warunkach. Wyprzedzanie ciężarówek, na wąskiej krętej drodze z górkami. Dziury w drodze takie, że wjechanie w taką przy większej prędkości kończy jazdę (u mnie się skończyło na 40 złotych u wulkanizatora na prostowanie felgi). A na dodatek lokalni wyścigowcy. W sobotę mogłem mieć wypadek przez takiego własnie "wściekłego", który wyprzedzał sznur samochodów, nie mając widoczności w kiepskich warunkach, w dodatku mając z jednej strony jezioro a z drugiej górę. Uczucie gdy wyjeżdza się zza zakrętu z wniesieniem i widzi sznur aut i błyskawicznie zbliżające się dwa światła na swoim pasie - bezcenne (nawet karta MasterCard czegoś takiego nie zafunduje).
Zastanawia mnie jeszcze jedno, potrafię zrozumieć, że większość ograniczeń jest nieco na wyrost. Ale czy naprawdę trzeba zasuwać 150 km/h, po krętej dziurawej drodze, biegnącej dodatkowo przez wsie i miasta? I czy jak ktoś jedzie 100-110 w terenie niezabudowanym to zawalidroga, któremu trzeba jechać pół metra za zderzakiem i poganiać światłami? Niektórzy naprawdę mają po co żyć na tym świecie.
Poza tym kolejna aktualizacja, trochę kilometrów przybyło, a tak to tylko lać i jeździć:) Aha, dopisalem jeszcze do innych wydatków koszt opony, który w styczniu poniosłem (druty od tych dziur na drogach wylazły), na szczęście wulkanizator miał identyczną jak mam, z takim samym bieżnikiem więc nie musiałem dwóch zmieniać. Niestety ostatnio mam tyle załatwień, że nie jestem w stanie wszystkiego na bieżąco zapisywać. Ale pilnuje bilansu i staram się aktualizować na bieżąco.

sobota, 6 marca 2010

Krakowskie korki...

No to miałem niespodziankę w tym tygodniu (link). W czwartek wyjechałem sobie spokojnie do pracy i jak się władowalem w niespodziewany mega-korek to 1.5 h życia zmarnowane (przez papierosa o które taka afera, traci się tylko 8 minut). Ja rozumię, że trzeba ulepszać infrastrukturę i takie tam. Ale czy naprawdę nie mozna tego bardziej z głowa robić? Czy zawsze oprócz głownej zmiany musza być w tym samym czasie robione naprawy na ulicach które powinny byc wykorzystane jako objazd? Oczywiście najprościej powiedzieć ludziom, że jak się nie podoba trzeba się przesiąść na tramwaj. Niestety komunikacja w godzinach porannych jest przeładowana do granic możliwości, a w pewnym wieku jazda "na glonojada" przestaje już bawić.
Za to jestem bardzo pozytywnie zaskoczony zachowaniem kierowców, nikt się nie przepychał, jak się chciało zmienić pas spokojnie przepuszczali. Po prostu takie poczucie, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
Co do Golfa to ostatnio generalnie tylko "lać i jeździć" (zaktualizowane). Choć jest drobny problem, ucieka mi powietrze z jednego koła, a znalezienie czynnego kompresora na stacji graniczy z cudem. Także w planie wizyta u wulkanizatora.