niedziela, 14 marca 2010

Szybcy i wściekli

Pewnie większość osób kojarzy ten film. Po ostatnim weekendzie i tym co widziałem na drogach, dochodzę do wniosku, że to co tam robili to cienizna. Coz to za sztuka zasuwać po szerokiej, równej jak stół amerykańskiej drodze (sam miałem okazję około 30 000 km w USA przejeździć, więc porównanie mam)? Wyobraźcie sobie ten film w polskich warunkach. Wyprzedzanie ciężarówek, na wąskiej krętej drodze z górkami. Dziury w drodze takie, że wjechanie w taką przy większej prędkości kończy jazdę (u mnie się skończyło na 40 złotych u wulkanizatora na prostowanie felgi). A na dodatek lokalni wyścigowcy. W sobotę mogłem mieć wypadek przez takiego własnie "wściekłego", który wyprzedzał sznur samochodów, nie mając widoczności w kiepskich warunkach, w dodatku mając z jednej strony jezioro a z drugiej górę. Uczucie gdy wyjeżdza się zza zakrętu z wniesieniem i widzi sznur aut i błyskawicznie zbliżające się dwa światła na swoim pasie - bezcenne (nawet karta MasterCard czegoś takiego nie zafunduje).
Zastanawia mnie jeszcze jedno, potrafię zrozumieć, że większość ograniczeń jest nieco na wyrost. Ale czy naprawdę trzeba zasuwać 150 km/h, po krętej dziurawej drodze, biegnącej dodatkowo przez wsie i miasta? I czy jak ktoś jedzie 100-110 w terenie niezabudowanym to zawalidroga, któremu trzeba jechać pół metra za zderzakiem i poganiać światłami? Niektórzy naprawdę mają po co żyć na tym świecie.
Poza tym kolejna aktualizacja, trochę kilometrów przybyło, a tak to tylko lać i jeździć:) Aha, dopisalem jeszcze do innych wydatków koszt opony, który w styczniu poniosłem (druty od tych dziur na drogach wylazły), na szczęście wulkanizator miał identyczną jak mam, z takim samym bieżnikiem więc nie musiałem dwóch zmieniać. Niestety ostatnio mam tyle załatwień, że nie jestem w stanie wszystkiego na bieżąco zapisywać. Ale pilnuje bilansu i staram się aktualizować na bieżąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz